niedziela, 28 września 2014

Ważne

Przepraszam Was bardzo! Jestem zmuszona zawiesić bloga do stycznia. Za ten czas zdążę napisać resztę rozdziałów, wiem, że było już dużo podobnych obietnic, ale tym razem na prawdę wrócę. Wiem, że są osoby, które jeszcze tu zaglądają i chciałabym, abyście wiedziały, że nie zapomniałam o tym opowiadaniu. Codziennie o nim myślę i zastanawiam się co dodać, co zmienić, co napisać.

Po długiej przerwie startuję z nowym opowiadaniem, którym się teraz zajmuję (o skokach). Dam znać jak stworzę bloga :) Całusy :*

+ proszę, abyście mnie informowali o nowych rozdziałach, czy nowych blogach. Będę czytać i komentować :)


wtorek, 11 marca 2014

06. Los sprawi, że nie spodoba Ci się jak jest.

Został na środku parkietu. Inne pary tańczyły wokół niego, a on został sam jak palec. Nie mógł uwierzyć, że pozwolił uciec tej zwariowanej kobiecie. Carmela zachowuje się dość dziwnie odkąd Xabi ją poznał. A może zawsze taka była? Zachowuje się jak w jakimś filmie kryminalnym, a przecież to jest prawdziwe życie. Nie idź za mną - te słowa wypowiedziała z takim przerażeniem w oczach, jakby na prawdę groziło jej niebezpieczeństwo. A może po prostu jest dobrą aktorką? Pisarki potrafią być na prawdę szalone, ale właśnie to przyciąga do niej Alonso. Ta nieprzewidywalność i nagłe zmiany emocji. Wydaje się taka inna w porównaniu do tego świata, do zwykłej codzienności z którą musi zmierzyć się codziennie. Mężczyzna czuje, że Ona obróciłaby jego życie do góry nogami, nadała by mu kolorów. Musi ją lepiej poznać, tak łatwo nie odpuści. Potrafi walczyć o swoje.


~*~

Ile jestem Ci winien?
Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń?

~*~



Ta sama sceneria. Zadymione pomieszczenie, czarny kapelusz na stoliku oraz On. Z cygarem w prawej ręce.
-Pięknie grałaś, jesteś w tym doskonała- pochwalił ją, wygodnie rozsiadając się na skórzanej sofie. 
-Dziękuję- rzekła nie ukazując emocji. Nic nie dała po sobie poznać, nie drgnął ani jeden nerw na jej twarzy. Przeszła dwa kroki w przód i usiadła na fotelu. Założyła nogę na nogę.
-Mamy go w garści, zrobi dla Ciebie wszystko- stwierdził posyłając jej znaczące spojrzenie.
Nic nie odpowiedziała. Patrzyła się pustym wzrokiem w kierunku regału z książkami. Rozmyślała. Błądziła swoimi myślami w zupełnie innym miejscu. Zauważył to i dyskretnie odchrząknął.
-Dlaczego ty mu to robisz?- zapytała brunetka ni stąd ni zowąd, nie odrywając wzroku od regału.
Zapadła cisza. Było słychać jedynie ich oddechy i bijące w zupełnie innym rytmie serca. Pierwszy poruszył się On. Jego prawa ręka wraz z cygarem powędrowała ku górze. Zaciągnął się, powoli wydychając kłęby dymu. Na jego twarzy nie było zdenerwowania, nie czuł się zakłopotany usłyszanym przed chwilą pytaniem. Uśmiechnął się szeroko, co przywołało spojrzenie Carmeli. Zdziwiona jego reakcją dodała po chwili- Dlaczego go tak nienawidzisz?
Teraz patrzyła w jego oczy. Tajemnicze oczy, które nic nie zdradzały, nawet swego koloru. Ostatnim razem były niebieskie. Teraz są szare jak dym unoszący się w powietrzu, a jego białka oczne lekko zaczerwienione. Gdy zobaczyła go po raz pierwszy jego tęczówki były ciemne. Ciemne jak noc za oknem.
-Carmel kochanie...-zaczął, a uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy. Patrzył na nią jak na małą dziewczynkę, która miałaby się zaraz rozpłakać. Wyraźnie jej wytłumaczył- Dobrze wiesz, że nic Ci nie powiem.
To był moment.
Zrobiła się czerwona.
Nie ze wstydu. Ze złości.
Moment. Jednak chwila, która zaważyła o wszystkim.
Sekunda. Jedna sekunda.
-Koniec!- wrzasnęła na cały głos. Najgłośniej jak potrafiła. Wstała i zbliżyła się do swojego pracodawcy "ojca" patrząc mu głęboko w oczy. Miała już wszystkiego dosyć, tego, że poluje na jakiegoś piłkarza oraz tego, że On może nią bezkarnie pomiatać. Każdy się Go boi, ale ona nie.
Ona jest jego perełką.
A raczej była.
-Nie będę już pisać tej idiotycznej biografii!- wysyczała mu prosto w twarz.
-Nie chcę już zgrywać przed nim kogoś, kim nie jestem!- dodała równie głośno.
-Rozumiesz?- zapytała nie spuszczając z niego swojego wzroku.
Wtedy on roześmiał się. Prosto w jej młodziutką, delikatną twarzyczkę.
Zdenerwowana jeszcze bardziej wyszła głośno trzaskając mahoniowymi drzwiami.
Przeklinała Jego, jego pieniądze, jego dziwki oraz jego prochy.
Przeklinała dzień w który go spotkała.
-Myślałaś, że tak łatwo dam Ci spokój suko? Zrobisz o co Cię prosiłem i jeszcze ładnie podziękujesz- powiedział szeptem sam do siebie zakładając przy tym płaszcz i czarny kapelusz.


~*~

Ta pokerowa twarz,
Nic nie da bo ja, już mówię pas.

~*~


Wracała powoli do domu jedną z ciemnych, wąskich uliczek. Nie miała daleko. Spojrzała w górę, gdzie rozprzestrzeniało się granatowe niebo pokryte setkami gwiazd. Jeden duży księżyc oświetlał chodnik po którym powoli szła. Każdy krok do przodu stawiała nie pewnie, jakby chciała, aby ta chwila pozostała na zawsze. Przez chwilę jej problemy zniknęły, przestała o nich po prostu myśleć. Na chwilkę przystanęła i usiadła na krawężniku. Rozejrzała się wkoło czy aby na pewno nikt jej nie widział i zdjęła swoje wysokie szpilki. Odłożyła je na bok i wyciągnęła nogi przed siebie.
Teraz zrobiła coś nieświadomego.
Zanuciła piosenkę z dzieciństwa, którą zawsze śpiewała jej mama. Słów dokładnie nie pamiętała, a melodia jakoś sama nasuwała się do gardła. Każdy kolejny dźwięk sprawiał, że w oczach dziewczyny zalśniły małe iskiereczki.
Tak mało potrzeba do szczęścia...
To ona.
Prawdziwa Carmela Moreno.


~*~

Nie martw się proszę,
Wszystko skończy się.
Prędzej i mocniej,
Odwaga zabija mnie.

~*~


A więc rozdział jest. Długa przerwa. Wiem.
Sorka za błędy.
Całusy i do następnego :*

poniedziałek, 20 stycznia 2014

05. Gra w którą razem graliśmy.

Niejedna osoba mogła pomyśleć, że był to jedynie sen. Sen, który trwał krótko i po pewnym czasie prysł jak bańka mydlana, a jego główna bohaterka powróci do życia codziennego nawet nie pamiętając, gdzie tym razem powędrowały nocą jej myśli. Bo przecież, jakim cudem oboje mogli się spotkać w tym miejscu, które łączy wszystko i wszystkich w logiczną układankę? Każdy mógłby się pokusić o ułożenie tego w całość, o scalenie wszystkich sytuacji i wszystkich osób tak, aby powstała jedność. Niestety, jest tylko jedna taka osoba, która nad wszystkim panuje, która wie więcej niż wszyscy inni. To on ma nad nimi kontrolę, to są jego marionetki, to jest jego gra. 



~*~

Ostrożnie stawiam każdy krok,
Tak łatwo jest popełnić błąd.

~*~



Odzyskała pełną świadomość. Wiedziała gdzie jest oraz co robi. To właśnie przed nią stał mężczyzna, którego za pewien czas nie będzie już w świecie żywych. Jednogłośnie stwierdziła, że nie ma zamiaru już się nad sobą użalać. Nie w jej obecnej sytuacji, nie w tym miejscu otoczonym ze wszystkich stron kamerami. Jednak ten moment mógłby się spodobać obserwującemu. Na środku parkietu tańczy wraz ze swoją ofiarą. Ręka Xabiego wodzi po talii dziewczyny, a sama Carmela pozwala się prowadzić mężczyźnie, w tym uwodzicielskim tańcu. To jest przełomowy moment w ich relacjach. Dzisiaj tańczą jak przyjaciele, a za jakiś czas Alonso, będzie mógł zaufać cichej, niepozornej dziewczynie. Niczego nieświadomy, zakocha się w uroczej brunetce. 



~*~

Sama nie wiem czy tego chcę,
Czasem życia mego mi żal.

~*~



Wtedy będzie mógł działać. Gra wkracza na inny tor. Ten pośredni. Ryzykowny. Ten, którego może się obawiać nie tylko dziewczyna, a przede wszystkim główny pionek w tej grze. Nie wspominając już o całym świecie piłkarskim.
-Co tu robisz?- wyszeptała do jego ucha podczas tańca już do drugiej, wolnej piosenki.
To pytanie, tak wiele jej wyjaśniające, nie spotkało się ze zrozumieniem ze strony Xabiego. Mężczyzna roześmiał się, a kąciki jego ust uniosły się ku górze. Milczał. Nic nie powiedział, jedynie pokręcił głową, kontynuując dalszy taniec.
-Co Cię tak śmieszy?- zapytała podirytowana już dziewczyna, nie znosząca ignorancji. Spojrzała na niego dużymi oczami, wyczekując odpowiedzi.
-Mógłbym się zapytać Ciebie o to samo.-odpowiedział. 
Dziewczyna nie spodziewała się takiego odzewu ze trony tanecznego partnera.
-Pracuję tu. Myślisz, że wydawnictwo tak po prostu zgodziło się na wydanie tej biografii? Przecież to będzie moja pierwsza książka.- odpowiedziała po krótkim momencie ciszy, przeznaczonym na przemyślenia i przeanalizowanie sytuacji w której się znalazła. Ostatecznie była z siebie dumna, że tak łatwo z tego wybrnęła.
-Ach, no tak. Oczywiście.- uśmiechnął się promiennie, a serce panny Moreno niebezpiecznie złagodniało.
-Ja natomiast spędzam miły wieczór z kolegami. Postanowiliśmy wybrać się w bardziej eleganckie miejsce, niż pobliski bar, gdzie nikt prawie nie bywa. Dobrze, że nas jeszcze nie rozpoznali-dodał po chwili.
-No sama bym Cię nie poznała. Na boisku jesteś spocony, a twoja fryzura nie wytrzymuje nawet pierwszych piętnastu minut meczu.- zaśmiała się pierwszy raz dzisiejszego wieczoru- A teraz, po prostu klasa. Fryzurka na żel i ten garniturek.
- Jeśli wolisz mnie w garniturze, to mogę bywać tu częściej.- rzekł, okręcając Carmelę do melodii wygrywanej przez instrumenty na scenie. 
Do dziewczyny powoli docierały słowa, które powiedział piłkarz. Wystraszona przerwała taniec, szepcząc mu ostro i wyraźnie do ucha- Nie przychodź tu już nigdy więcej. Pogadamy jutro, nie idź za mną.- Po czym pocałowała go w policzek i odeszła zerkając w różne strony czy aby na pewno nie jest śledzona. Spojrzała w jedną kamerę nad barem, do której mrugnęła, udając że jej plan idzie w dobrym kierunku. Jej godzinna przerwa skończyła się już jakiś czas temu, aczkolwiek nie miała już siły nawet wracać na scenę. Zeszła prosto na zaplecze, gdzie rozpłakała się jak dziecko. Już kolejny raz dzisiejszego wieczoru rozkleiła się, ukazując swoje słabości. Za dużo razy obiecuje sobie, że to ostatni raz, kiedy go ratuje. 



~*~

Czekałam jak we śnie, abyś ty objął mnie
Więc tak jak chce los, przetańczmy tę noc
Bo życie tak krótkie jest

~*~



Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, po prostu mam strasznie mało czasu. Dobrze, że siadłam i napisałam ten rozdział, ponieważ chcę abyście wiedziały ( jeśli ktoś to jeszcze czyta), że nadal prowadzę tego bloga i doprowadzę go do końca. Przepraszam, że krótki.
Pozdrawiam :)


czwartek, 29 sierpnia 2013

04. Uzbrój się, nikt inny cię nie uratuje

Wysiadła z windy i udała się w stronę mieszkania. Po wejściu do pomieszczenia, od razu runęła z wycieczenia na sofę. Była zmęczona dość długą rozmową z szefem na temat piłkarza, ale przynajmniej teraz wie na czym stoi. Ma miesiąc na całą szopkę i udawanie wielkiej miłości Xabiego. To ma być krótkie zauroczenie, dzięki któremu Carmela osiągnie to o co ją poproszono. Częste wizyty u niego w domu pod pretekstem pisania biografii, mają pomóc w działaniu. Dziewczyna musi dowiedzieć się gdzie bywa po treningach oraz czy ma na koncie jakieś grzechy źle działające na jego reputację. Nadal nie udało jej się ustalić dlaczego chcą go ośmieszyć, a nawet pozbawić życia. Wie tylko, że chcą zaplanować śmierć idealną, bez śladów i poszlak, które pozwoliłyby ujawnić sprawców.
-Czy to nie będzie podejrzane, że w jego życiu nagle pojawia się młoda pisarka o której nikt wcześniej nie słyszał, a miesiąc później ginie sam bohater powieści?- to pytanie zadała pod koniec rozmowy.
Uzyskała krótką lecz wystarczającą odpowiedź- Wszystko odkręcimy, nie martw się.
Dostała nawet mały prezencik, który powinna umieścić u Alonsa w domu, a dokładniej w salonie pod stolikiem. Akurat z tym będzie najmniejszy problem, ponieważ umówiła się już z Xabim na domową wizytę. Obiecał, że przygotuje coś specjalnego do jedzenia. Nazwał to daniem popisowym À La Xabierrro. Rozśmieszyło to młodą hiszpankę do tego stopnia, że po raz kolejny dała się ponieść emocjom i ukazać swoją prawdziwą twarz. Dobrze, że się szybko opamiętała i przybrała postać słodkiej, a zarazem stanowczej i dojrzałej kobiety, która tak doskonale umie flirtować i uwodzić.
Po wstaniu z kanapy udała się prosto pod relaksujący prysznic, aby jutro być gotowa do pracy w klubie.
 
 
 
~*~
 
 
 
Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą. Miała jeszcze pół godziny na dojazd. Ubrana w czarną, obcisła spódnice do kolan i białą koszulową bluzkę wsiadła do taksówki, która zawiozła ją pod klub. To już miesiąc. Równy miesiąc tu pracuje i jest bardzo zadowolona. Po tygodniu pracy zorientowała się kim tak na prawdę jest jej pracodawca i w jaki sposób traktuje ludzi. Ona była jego oczkiem w głowie i jej nigdy nie odważył się skrzywdzić, ale regularnie wraz ze wspólnikami okradał ludzi, groził im, handlował narkotykami. Na początku to był dla niej ogromny szok i nie wiedziała co zrobić. Czy zgłosić sprawę na policję? Ale z biegiem czasu i po długich rozmowach z innymi pracownikami przyzwyczaiła się do takich sytuacji i za każdym razem gdy znowu o tym myśli, przypomina sobie, że gdyby nie ON to jej życie było by całkiem inne. Teraz mieszkałaby pewnie gdzieś na dworcu bez jedzenia i przyjaciół. To jemu zawdzięcza doskonałe warunki do życia.
Wysiadła z auta i szybkim krokiem udała się na zaplecze, skąd przeszła od razu do baru.
-Hej Carmela- przywitał ją wysoki brunet o imieniu Diego. Był on młodym barmanem, z którym dziewczyna świetnie się dogadywała. Jego rodzice rozwiedli się i rozjechali w różne strony świata twierdząc, że jest już pełnoletni i że z pewnością sobie sam poradzi. Po prostu jak stwierdził sam chłopak mieli go w dupie. I wtedy znikąd pojawił się mężczyzna w kapeluszu proponujący mu pracę. Identyczna sytuacja jak w przypadku panny Moreno, wszystko potoczyło się podobnie. Gwarancja milczenia, a w zamian za to mieszkanie, praca, pieniądze. Normalka.
-Witaj!- powiedziała radośnie siadając przy ladzie- Impreza zamknięta?
-Tak, za dziesięć minut się zejdą, a szef poszukuje wśród "znajomych" piosenkarki, która mogłaby zastąpić chorą na zapalenie płuc, Ibbie.- stwierdził wycierając dokładnie szklany kieliszek.
-To kiedy on się o tym zorientował?
-No, godzinę temu zadzwoniła i ledwo co wydukała do telefonu, że nie przyjedzie. Chyba na poważnie ją wzięło. 
-Coś czuję, że po chorobie długo tu nie popracuje.- rzekła odgarniając niesforne kosmyki włosów opadające na twarz.
-Słuchaj...- zaczął niepewnie- ty kiedyś wspominałaś, że lubisz śpiewać, więc może powinnaś spróbować?- zapytał kątem oka spoglądając na dziewczynę, która nagle przybrała groźny wyraz twarzy.
-Nie żartuj! Strasznie fałszuję.- próbowała go odwieść od tego pomysłu. Wstydziła się publiczności.
-Słyszałem, jak sobie podśpiewywałaś na zapleczu, a z drugiej strony jak szef będzie miał dobry humor to może zrobi nam wolne w weekend?
-Dobra, możemy spróbować. Tylko ty proponujesz bo mi zrobi wolne, ponieważ zaśpiewam, a ty musisz powiedzieć, że to był twój pomysł. Wtedy również zyskasz- uśmiechnęła się powoli wstając z miejsca i przepuszczając właśnie idącego w stronę schodów kolegę. Ustąpiła mu, ponieważ wiedziała, że barman jest bardzo zawzięty i nie odpuści łatwo.
-To strasznie poplątane i mało z tego zrozumiałem, ale zgadzam się.- powiedział na odchodne wchodząc schodami ku górze.
 
 
 
~*~
 
 
 
Witaj Diego!- krzyknęła z drugiego końca sali wdrapując się w czarnej sukience na scenę. Barman uśmiechnął się w jej kierunku i uniósł zaciśnięte do góry kciuki, aby pokazać jej, że w nią wierzy i z pewnością da radę czysto zaśpiewać. Zresztą jak zawsze.
Ustawiała sobie mikrofon, dopasowując go do swojego wzrostu, gdy drzwi od klubu otworzyły się. Powoli wchodziły kolejne pary oraz pojedyncze osoby oglądając się na boki i wyszukując swojego stałego miejsca. Przyszli również tacy, którzy są tutaj pierwszy raz i z zachwytem podziwiają uroki poszczególnych sal.
-To będę miała sporą publikę- stwierdziła w duchu. Może i powinna się przyzwyczaić, ale trema zawsze jest i zawsze będzie jej towarzyszyć przed występem.
Zaczęła śpiewać, aby umilić gościom czas, którzy w tym samym czasie bawili się na parkiecie, bądź woleli zacząć od alkoholu. Niektórzy już zaczynali grę w karty, aby się rozgrzać przed północą czyli głównymi rozgrywkami. Wszyscy zachowywali się kulturalnie więc ochrona nie musiała interweniować.
Czym później, tym coraz więcej ludzi przychodziło do klubu. Carmel zeszła ze sceny aby złapać oddech i przepłukać gardło. Miała teraz godzinną przerwę w czasie której muzyka grała z dużej wieży. Cieszyła się, że tak wiele ludzi lubi jej słuchać i znakomicie bawi się przy słowach piosenek, nawet tych starodawnych. Zabrała ze sobą szklankę wody i udała się w stronę czarnej kanapy, na której o dziwo było jeszcze wolne miejsce. Usiadła wygodnie i zamykając oczy próbowała się zrelaksować przy ulubionej piosence. Kołysała się lekko na boki w rytm spokojnej melodii, stukając przy tym rytmicznie, lekko wysuniętą stopą. Na nogach miała duże, czarne szpilki, które wprost idealnie komponowały się z muzyką. Była teraz w swoim świecie, bez zmartwień i bez problemów.
-No witam, witam nową znajomą.- usłyszała charakterystyczny męski głos, który sprawił, że dziewczyna ze strach aż podskoczyła. Pech chciał, że ze szklanki wylała się woda, niefortunnie wędrując na twarz dziewczyny. Patrzyła na piłkarza oczami, które zdobił lekko rozmazany makijaż.
-Wystraszyłeś mnie!- wysyczała wściekła, ponieważ Xabier przerwał upragnioną chwilę relaksu i oderwania się od codzienności.
-O czym ty tak ciągle myślisz? Jak ci nie przerwę to źle, jak ci przerwę to też nie dobrze!- powiedział w stronę dziewczyny
-Ty nic nie rozumiesz!- odpowiedziała udając się w stronę łazienki. Łzy bezsilności cisnęły się do jej oczu chcąc ujrzeć światło dzienne. Nie może go tak brutalnie potraktować!
Jednak nie było jej dane dojść do pomieszczenia, ponieważ Xabi od razu pobiegł za nią zgłębiając się w tłum tańczących ludzi. Złapał ją za nadgarstek i obrócił tak, że mógł spojrzeć prosto w iskrzące się tęczówki Carmeli. Niestety, jej sukienka wraz z obrotem, lekko zafalowała i podwinęła się prosto pod nogi hiszpanki. W ostatniej chwili piłkarz zręcznie złapał ją w ramiona, ze strachem wpatrując się w jej rozmazany makijaż. Bez słowa położył jedną rękę w talii dziewczyny, tym samym zmuszając ją do tańca w rytm wolnego utworu.
Poddała się.
Po prostu pozwoliłam się prowadzić temu durnemu uwodzicielowi i złodzieju kobiecych serc!- stwierdziła w myślach nie reagując na jakiekolwiek wcześniejsze słowa mężczyzny. Nie wiedziała co on tu robi, po co przyszedł. Nawet nie wie co się dzieje z nią samą i z jej sercem, które niebezpiecznie mięknie i ulega pewnemu przystojniakowi w obcisłej koszuli. Tak to ten sam osobnik płci przeciwnej, który teraz tuli jej ciało swoimi ciepłymi, silnymi, męskimi ramionami.
 
 
 
 
~*~


 
A więc jest czwórka! Następny dodam w niedzielę. :)








czwartek, 15 sierpnia 2013

03. Czy zobaczą cię ze mną, bezlitosnymi oczami, które oszukałem?

Weszli na stadion. Udali się w stronę trybun, na których po chwili wygodnie usiedli. Carmela uważnie przyglądała się poczynaniom Xabiego, który starał się wykonywać wszystkie ćwiczenia perfekcyjnie, był bardzo zaangażowany w trening. Dziewczyna obserwowała jego wygłupy z klubowymi kolegami na boisku, lekko uśmiechając się pod nosem. Podziwiała również jego umięśnioną sylwetkę oraz styl poruszania się. Biegał szybko, a zarazem lekko niczym zawieszony w chmurach. Brunetka mogła jednoznacznie stwierdzić, że piłkarz jest bardzo przystojny i pociągający. Wyglądał na szarmanckiego i czułego w stosunku do kobiet, wprost idealny materiał na przyszłego męża.
-Jak nos?- zapytał Perez nie odrywając wzroku od zawodników, obecnie ćwiczących rzuty wolne.
-Słucham?- odpowiedziała wyrwana z głębokich przemyśleń- Przepraszam, zamyśliłam się.
-Pytałem, co z pani nosem. Boli jeszcze?
-Nie, już nie.
Florentino był jednak niespokojny. Próbował zacząć rozmowę na mało przyjemny temat, ale bardzo dobrze wiedział, że to będzie trudne zadanie. Z pewnością oboje są obserwowani, nawet teraz.
-Carmel, nie odwracaj się. Patrz prosto na boisko.
-Dobrze.- rzekła od niechcenia, patrząc wprost przed siebie, zakładając nogę na nogę. Posłuchała go, ponieważ chciała mieć święty spokój.
-Nie musisz tego robić. Postaw się, nie zrobią ci krzywdy.- powiedział z nutą współczucia w głosie.
Ona doskonale wyczuła jego ton. Nienawidziła współczucia, gdy jej rodzice umarli każdy z przyjaciół oferował jej pomoc. Nie chciała tego, ponieważ wiedziała, że robią to tylko z przymusu, aby zachować się uprzejmie. Po prostu przyjmowali zasadę "tak wypada" i nie przejmowali się uczuciami młodej dziewczyny, która wiedziała co mają na myśli. Może była lekko zszokowana śmiercią bliskich, ale głupia nie była. Odmawiała pomocy, twierdząc, że da radę sama. Wtedy wszyscy się odwrócili, a jej wbrew wcześniejszym założeniom było coraz trudniej. Nie miała doświadczenia zawodowego, wykształcenia i trudno było jej znaleźć odpowiednią pracę.
Dopiero później znalazła osobę, która doskonale wiedziała co czuje ta młoda, zagubiona brunetka.
-Chyba pan nie rozumie. Zrobię to, a w zamian dostanę całkiem dużą sumę pieniędzy.- odpowiedziała z pewnością.
-Zrób to dla własnego dobra!- mężczyzna nieco się uniósł. Rozejrzał się dookoła i dodał nieco ciszej- Oni cię wykończą i nie dadzą żyć.
-Wszystko już ustalone. Nie chcę rezygnować z wynagrodzenia.- dziewczyna stała się bardziej oschła. Jest coraz bardziej pewna siebie i wie, że nawet szantażowany prezes Realu Madryt jej nie przekona.
-Chcesz skończyć jak ja?- zapytał nerwowo- Nie wierzę, jak bardzo cię zmienił. Czy dla ciebie na prawdę liczą się tylko pieniądze?
-Nie przypominam sobie, abyśmy przeszli na "ty".- stwierdziła twardo, ślepo wlepiając wzrok w zieloną murawę.
-Dobrze. Niech pani posłucha. Kilka lat temu pożyczyłem od niego pieniądze. Miałem małe problemy finansowe, a on zaoferował mi bardzo ciekawą propozycję...- zaczął opowieść Florentino, lecz brunetka nie pozwoliła mu skończyć.
-Nie ma sensu dalej ciągnąć tej rozmowy- powiedziała stanowczo, powoli wstając z mało wygodnego krzesła. Jej nie da się tak łatwo przekonać do swojego zdania. Jest nieustępliwa i zawzięta. Wierzy, że takie zachowanie pozwoli jej do czegoś dojść w życiu i że kiedyś dzięki zarobionym pieniądzom stanie się niezależna.
Na zawsze.
Wolna.
Szczęśliwa.
 
 
~*~
 
 
 
Trening powoli dobiegał końca, a ona czekała przed szatnią na brodatego piłkarza, który półgodziny temu wraz z kolegami zszedł z boiska.
Usiadła na podłużnej ławce przed drzwiami, uważnie przyglądając się podświetlanym obrazom na ścianie. Zdjęcie obecnej drużyny, zdjęcia każdego piłkarza z osobna...
I on. Też tam był radośnie szczerząc zęby w białej koszulce klubu. Wyglądał na prawdę uroczo, a zarost dodawał mu męskości.
Przestań!- skarciła się w myślach próbując zapomnieć o swojej tymczasowej niedyspozycji. Nie mogę tak na niego reagować! To ona ma reagować tak na mnie! Mam go uwieść i pozbawić wszystkiego: sławy, pieniędzy...- myślała nie zauważając kiedy piłkarz usiadł obok.
-A może już dzisiaj powinnam się z nim przespać, czym szybciej tym lepiej- rozważała różne możliwości, patrząc w tym czasie na komórkę przewracaną w dłoniach-Nie, nie mogę się z nim przespać! Zabronili mi przecież. Idiotka ze mnie!- skarciła się w myślach- Nie mogę się zbytnio do niego przywiązać. Muszę się pilnować.
Mam dużo spraw do obgadania z szefem. Nawet nie wiem ile mam na to wszystko czasu... przecież tak od razu go nie okradnę! Koniecznie dzisiaj do niego pójdę, ale najpierw umówię się na zapoznawczą kawę z celem moich niecnych zamiarów.
Nagle do jej nozdrzy dopadł dość mocny zapach męskich perfum. Ocknęła się i odwróciła się w prawo, gdzie napotkała parę brązowych oczu wlepiającą się w jej ciemne tęczówki. Ze strachu aż podskoczyła, a mężczyzna obok uśmiechnął się pod nosem spuszczając wzrok na ziemię.
-Cześć- odpowiedziała zapatrzona w jego twarz, która była tak blisko niej- Długo czekasz? Trzeba było mną potrząsnąć, to bym wróciła na ziemię.- powiedziała chowając telefon do torby.
-Nie chciałem ci przeszkadzać. Jeszcze napisałabyś w tej swojej książce, że jestem nie wychowany- stwierdził śledząc każdy, nawet najmniejszy jej ruch. Była to dla niej mało komfortowa sytuacja, ponieważ czując jego wzrok na sobie, policzki Carmeli mimowolnie oblewały się szkarłatnym rumieńcem.
-Po tym jak uderzyłeś mnie w nos, wątek o swojej uprzejmości masz już zapewniony- odpowiedziała unosząc kąciki ust ku górze- A gdzie reszta piłkarzy?
-Wyszli, gdy ty byłaś myślami zupełnie gdzie indziej. Cristiano machał ci nawet ręką przed oczami, a ty nic! Ciągle przewracałaś coś w dłoniach nie odrywając od tego wzroku. Pepe i Ramos śmiali się jak dzikie świnie, dziwne, że nawet po takich torturach dla uszu nie wróciłaś do świata żywych.
-Co proszę!?
-A ja, oczywiście próbowałem cię bronić.- powiedział dumnie, wypinając pierś do przodu- Możesz teraz skreślić to z tym nosem- dodał nieco ciszej z udawaną powagą, która rozśmieszyła pannę Moreno.
Dziewczyna nie dowierzała, że była w tak długim transie. Myśli na temat Alonso nie pozwoliły jej zauważyć obecności Alonso? Dziwne.
Po kilku minutowej rozmowie dziewczyna zaproponowała wspólne wyjście na kawę. Xabier oczywiście zgodził się, pod warunkiem, że zjedzą również po kawałku słodkiego ciasta i że to on wybierze kawiarnię.
 
 
 
~*~
 
 
 
Dziewczyna wyszła z mieszkania kierując się na podany przez Hiszpana adres. Kroczyła jedną z madryckich uliczek mając nadzieję, że za następnym zakrętem pojawi się duży napis "Vainilla" (nazwa wymyślona na potrzeby opowiadania).
Nigdy nie słyszała o takowej kawiarence, ale dała się namówić ze względu na puszysty sernik, o którym tak dużo pozytywów nasłuchała się od piłkarza. Podobno serwują również przepyszne latte macchiato, które Carmela po prostu uwielbia. Byłaby głupia, gdyby zaproponowała zwyczajną budkę z kawą, gdzie wcześniej planowała pójść z Xabim.
Przeszła tą samą uliczką chyba już trzeci raz. Była pewna, że to gdzieś tutaj, ale nigdzie nie mogła dostrzec szyldu. Na dodatek słońce nie dawało o sobie zapomnieć, a popołudniowe promienie otulały twarz dziewczyny. Nie było to miłe ponieważ na dworze było duszno jak w piekarniku. Dziewczyna przyśpieszyła kroku i dotarła do pewnego mężczyzny właśnie zsiadającego z dużego, turkusowego roweru. Przyjemnym głosem zapytała się go o nazwę zapisaną na karteczce. Rowerzysta kiwnął głową, że wie gdzie znajduje się poszukiwany budynek i wskazał jej drogę.
Okazało się, że "Vainilla" znajdowała się na całkowitym odludziu, z dala od ulicy i miejskiego gwaru.
-Dziwne, że jeszcze nie zbankrutowała, ponieważ ludzie nie zagłębiają się w te rejony. Lecz z drugiej strony niech żałują bo tu jest na prawdę pięknie- pomyślała ocierając oczy ze zdumienia. Przed nią rozpościerał się przepiękny widok. Dużo kolorowych kwiatów, słońce przedzierające się przez gałęzie soczysto zielonych drzew oraz różnorodne gatunki krzewów.
-Niech żałują- dodała po cichu pewnym krokiem wchodząc do kawiarenki, w której unosił się zapach świeżo parzonej kawy, ciast oraz lodów.



~*~



Siedział patrząc w małe okienko z kolorową ramą. Był zadumany i chyba jej nie zauważył. Cicho chrząknęła dodając z uśmiechem- Przepraszam za spóźnienie. Nie mogłam trafić.
-Myślałem, że już nie przyjdziesz- odpowiedział odwracając się w jej stronę z uśmiechem. Bardzo się cieszył, że dziewczyna przyszła na umówione spotkanie. Wstał podążając w stronę dziewczyny, aby po chwili odsunąć jej krzesło. Carmela wygodnie usiadła posyłając mu najcudowniejszy uśmiech na jaki było ją tylko stać.
-Taki miły, a ja mam go okłamywać? To się nie mieści w głowie.- pomyślała lekko zawiedziona. Miała cichą nadzieję, że Hiszpan będzie zadufaną w sobie gwiazdą, której dziewczyna nie będzie mogła znieść i z przyjemnością przyjdzie jej wcielić w życie swój niecny plan.



~*~



Dotarło ich zamówienie. Po paru sekundach Carmela i Xabier zajadali się już pysznymi sernikami. Dziewczyna zamówiła do tego swoje ukochane latte macchiato, a chłopak po prostu małą kawę z mlekiem.
-I jak? Nie wyjmujesz notatnika i nie zadajesz mi pytań?- zapytał po chwili upijając łyk jasno brązowego napoju.
-Miałam nadzieję, że to będzie bardziej prywatne spotkanie. Nie przygotowałam się.- odpowiedziała udając lekko zdezorientowaną.
-To nawet lepiej, myślałem, że chciałaś się spotkać tylko ze względu na swoją pracę.- uśmiechną się z widoczną w oczach ulgą.- Tylko nie pisz mi tam, że jadłem ciasto i piłem kawę!- dodał z nutką powagi.
-Nie przejmuj się. Dodam, że chciałeś lody, ale twoje ulubione-waniliowe, się skończyły- rzekła ze smutną miną szczeniaka.
-Ale jak trener się dowie, że przychodzę tu regularnie to chyba mnie zabije!- stwierdził urażony.
-Ktoś tu się wygadał... mam dopisać, że regularnie?- zapytała kokieteryjnie, podnosząc przy tym jedną brew ku górze.
Oboje zaśmiali się i przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy. W oczach dziewczyny, Alonso mógł ujrzeć strach, który skrywa  głęboko w sobie, nie chcąc aby ujrzał światło dzienne. Stara się być twarda, lecz rudobrody zna się na płci przeciwnej jak nikt inny. Miał dużo kobiet w swoim trzydziestoletnim życiu. Zazwyczaj były to przelotne znajomości, które kończyły się na jednej nocy, lecz każda miała inny charakter i wiedział jak się obchodzić z każdą z osobna.



~*~



Jest następny. Przepraszam, że tak późno. Wiem, że jestem beznadziejna, ale mój komputer doprowadził mnie do takiego a nie innego stanu, w jakim się teraz znajduję. Pisałam sobie następne rozdziały moich opowiadań, a tu BUM! Wszystko nie wiadomym sposobem się usunęło, a ja ze zdenerwowania wyłączyłam urządzenie i po zastanowieniu postanowiłam usunąć wszystkie blogi. Jednak pomyślałam sobie tak po cichu- Tyle się napracowałaś, a teraz chcesz to wszystko usunąć!?
Nie mogłabym was zawieść i postanowiłam doprowadzić wszystkie moje opowiadania do końca bez względu na to co się stało z tymi rozdziałami. Machnęłam ręką i powiedziałam sobie po cichu- Dasz radę napisać następne.
Taaa.
Wychodzą mi trochę inaczej niż planowałam, ale cóż. Takie jest życie ;)
Pozdrawiam !!!
 

czwartek, 27 czerwca 2013

02. Jeśli wejdziesz do środka nic już nie będzie takie samo

-Zawieziesz ją pod stadion- rzekł twardym głosem wręczając mężczyźnie w czarnym garniturze kluczyki od auta.
-Jasne szefie- odpowiedział otwierając drzwi czarnego audi właśnie przybyłej Carmeli. Gdy wsiadała, ukłonił się niczym służący z dawnych czasów. Brakowało mu jedynie kolorowych pantalonów oraz dziwnego kapelusza z piórem.
-Nie wysilaj się. Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku.- odpowiedziała nieco naburmuszona. Bardzo dobrze wie jak działa na facetów, ale czasami przeraża ją ich zachowanie.
Jechali dość długo. Stadion Estadio Santiago Bernabéu znajduje się na drugim końcu ogromnej stolicy Hiszpani- Madrytu. Kierowca przez całą drogę nucił piosenki lecące akurat w radiu i co chwila pytał się brunetki czy wszystko dobrze i czy czegoś nie potrzebuje. Siedziała cicho, nie zwracała uwagi na otaczający ją świat i nawet na rozchodzący się fałsz. Wlepiała pusty wzrok w lekko przyciemnianą szybę nie mogąc uwierzyć co właśnie robi. Wcześniej pewna jak nigdy dotąd swojej decyzji, teraz po tygodniu zrozumiała na co się pisze. "To karalne", "Trafisz za kratki i nikt cię nie uratuje"- te myśli najczęściej krążyły po jej głowie niosąc ze sobą strach i chęć dołączenia do rodziców w niebie. Z pewnością nie byli by z niej dumni, ze swojej niegdyś grzeczniutkiej i potulnej Carmeli. Zmieniła się i zdawała sobie z tego sprawę. Jednak musi przetrwać trudne chwile, musi żyć i udowodnić światu, że jest dojrzałą i silną kobietą.
-Dojechaliśmy- obwieścił facet i wyszedł z auta chcąc otworzyć pannie Moreno drzwi. Jednak była szybsza i uprzedziła swego kierowcę, dotkliwie raniąc go w nos.
-Przepraszam- wydukała śmiejąc się pod nosem. Podała krwawiącemu mężczyźnie chusteczkę wyjętą z torby i prędko udała się w stronę bramek. Oczywiście jak na gentelmana przystało, nie zatrzymał jej i nie skomentował zaistniałej sytuacji słowem. Szef płaci mu za kulturę w stosunku do brązowookiej brunetki, a jego podopiecznej.
 
 
 
 
~*~
 
 
 
-A panienka do kogo?- zapytał ochroniarz stojący obok wielkiej bramy prowadzącej na stadion.
-Dzień dobry-przywitała się- Carmela Moreno, to jest mój dowód- podała mężczyźnie potrzebne dokumenty.
-Witam, witam! Pan Perez uprzedzał, że pani się dzisiaj pojawi. Proszę wejść- stwierdził przejeżdżając po specjalnym czujniku swoją kartą zdjętą ze smyczy, która dotychczas widniała na jego szyi.
-Dziękuję bardzo- rzekła przekraczając próg Estadio Santiago Bernabéu. Czuła, że od tej pory jej życie będzie inne i gwałtownie obróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie była pewna swojej decyzji, ale teraz już nie może się wycofać. Wszystko za daleko zaszło. Ma tylko cichą nadzieję, że plan wypali i będzie w stanie pomóc swojemu przybranemu ojcu i będzie miała swoje jakże to cenne pieniądze.
 
 
 
 
~*~
 
 
 
 
Ubrana była w podwinięte, opięte dżinsy, przewiewną czysto białą bluzkę, a jej stopy zdobiły buty na koturnie. Koniec lata doskwierał. Na dworze panował niemiłosierny upał bez szansy na nawet najmniejszy wiatr. Szła wolno jednym z korytarzy obawiając się najgorszego- że się zgubi. Minęła jedne drzwi bez napisu, parę metrów dalej były drugie... również bez tabliczki. Przeklinała w myślach modląc się, żeby trzecie były prawidłowe. Na odpowiednich drzwiach miał widnieć napis z imieniem i nazwiskiem prezesa Realu Madryt. Kamień spadł jej z serca, gdy zobaczyła prawidłowy tekst wskazujący na to, że dobrze trafiła. Już miała pukać, gdy usłyszała wydobywające się z pomieszczenia donośne krzyki i kłótnie. Nie chcąc przeszkodzić postanowiła oddalić się o kilka kroków i zaczekać aż gość wyjdzie. Oparła się o marmurowy parapet tuż obok drzwi. Jednak nie dane było jej dane czekać w ciszy. Odgłosy były tak głośne, że chcąc nie chcąc musiała przysłuchiwać się wymianie zdań.
-Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałem!?- krzyczał jeden z mężczyzn.
-To już nie moja wina. Menadżer miał cię poinformować.- drugi zaś mówił opanowanym głosem.
-To dlaczego tego nie zrobił!? Nie mam czasu na durne biografie! Od czego jest wikipedia!
-Alonso! Nie wydzieraj się! Masz być dla niej uprzejmy i opowiadać wszystko ze szczegółami!- odpowiedział już głośniej nieznajomy... zaraz, zaraz! Tam chyba znajdował się obiekt moich niecnych zamiarów. Czyżby Xabi Alonso?-pomyślała
Podeszła bliżej chcąc wsłuchać się w ich słowa. Miała zdobyć informacje, a przypadkowo może usłyszeć coś ciekawego.
Stanęła nieco bliżej, krzyki i inne odgłosy ucichły, a dziewczyna poczuła nagłe uderzenie drzwiami. Ktoś akurat wychodził...
-Przepraszam panią!- krzyknął na cały korytarz hiszpański piłkarz, który przed chwilą dyskutował z prezesem swego klubu. Ocknęła się i zobaczyła trzymającego ją w swoich silnych ramionach piłkarza. Przekręciła głowę na prawo, w drzwiach od swojego gabinetu stał Perez. Przyglądał się wszystkiemu z niemałym strachem w oczach.
Wyswobodziła się z objęć Xabiego powoli wstając. Pierwszy odezwał się Florentino- Xabi, poznaj pannę Carmelę Moreno.
Mina Alonsa była dość śmieszna. Piłkarz zrobił duże oczy jeszcze raz przepraszając brunetkę oraz uśmiechnął się nieśmiało ukazując przy tym swe śnieżnobiałe zęby.
-Ah, witaj- powiedział nico zmieszany- Jestem Xabi.
-Wiem, mamy razem pracować. Zgadza się?- zapytała odgarniając kosmyk włosów z twarzy.
-Tak- odpowiedział- Niestety, ale teraz śpieszę się na trening i nie dotrzymam wam towarzystwa- dodał po chwili.
-Idź już, idź.- rzekł mało zdziwiony zmianą decyzji chłopaka Pérez.
-Do widzenia!- odkrzyknął i pobiegł w kierunku szatni.




~*~
 
 
 
 
Jest zwiastun i jest dwójka! Chciałam zaczekać aż będzie wszystko gotowe i dopiero zacząć dodawać rozdziały. Napisałam kilka do przodu więc pojawiać się będą regularnie co tydzień! :)
Pozdrawiam i dziękuję za miłe komentarze!



poniedziałek, 27 maja 2013

01. Spróbuj ukryć swoje karty, zapomnij o uczuciach.

Siedział na skórzanym fotelu za podłużnym, machoniowym biurkiem. Jak zwykle ubrany był w elegancki, czarny garnitur. Jego charakterystyczny kapelusz i płaszcz tym razem spoczywały na pobliskim wieszaku. Nogi założone nonszalanco na siebie zdobiły dość drogie, ciemne lakierki. Z szuflady wyciągnął paczkę cygar. Wyjął jeden i po chwili delektował się jego smakiem. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Od rana spodziewał się gościa.
-Wejdź Carmel. Czekałem na ciebie- rzekł miłym i ciepłym głosem obkręcając się na obrotowym krześle.
Weszła do dość ciemnego i zadymionego pomieszczenia. Nie odezwała się słowem, tylko szybkim krokiem pomszerowała na fotel pod zasłoniętym grafitową zasłoną oknem. Jej wysokie szpilki słychać było w całym pokoju. Pozbyła się wierzchniego okrycia i odłożyła go na oparcie fotela.  Wyglądała niebiańsko w bordowej sukience z odkrytymi ramionami i rozcięciem wzdłuż prawej nogi. Jej brązowe, naturalnie falowane włosy upięte były w gustowny kok na około głowy.
-A więc słucham- rzekła cichym, lecz zdecydowanym głosem.
Mężczyzna w garniturze położył na końcu swojego biurka teczkę. -To dla ciebie- dodał i znowu obrócił się tyłem do kobiety. Odważnie wstała i wzięła do swoich delikatnych dłoni przedmiot. Otworzyła i jej oczom ukazały się dane osobowe pewnego dobrze znanego jej mężczyzny. Ze zdziwieniem spojrzała na pracodawce, który najprawdopodobniej poczuł jej wzrok, ponieważ prędko odwrócił się przodem.
-Chce mieć jego kasę- rzekł twardym głosem. Oparł się łokciami o machoniowy mebel, a jego wzrok powędrował na długopis, który ze zdenerwowania zaczął przewracać między palcami. Zachował jednak pokerową twarz i nie dał nic po sobie poznać.
-Masz od tego ludzi. Mężczyzn. Dlaczego akurat ja?- zapytała nie odrywając wzroku od jego ciemnych tęczówek, chcą przywołać jego wzrok. Wzrok, który znała już od pięciu lat.
-Uwiedziesz go i zdobędziesz podstawowe informacje. Będzie nam łatwiej- odpowiedział, a jego długopis upadł na ziemię. Podniósł go i włożył do metalowego pojemnika uczekując na reakcję swojej podopiecznej.
Mina dziewczyny zrzedła, a jej pewność siebie gwałtownie zmalała. Wiedziała co to znaczy, lecz nie dawała za wygraną. Nie była od tego. Do jej zadań należał taniec i śpiew w luksusowym klubie. Tylko tyle.
-Nie dam rady. Dobrze wiesz, że boję się krwi...- odpowiedziała podłamana całą tą sytuacją. Z krwią kojarzy jej się najgorsza chwila w życiu. Śmierć bliskich.
-Nikt tu nie mówi o zabijaniu. To już ja załatwie- powiedział.
-Nie jestem gotowa!- krzyknęła wstając ze skórzanego fotela. -Po za tym co z tego będę miała!?
Podszedł do niej chwytając za nadgarstek. Odwróciła głowę w przeciwną stronę i próbowała się wyrwać. Na darmo. Wiedziała, że to tylko chwilowe i za parę minut będzie miły i spokojny.
Szepnął jej do ucha dość wyraźnie- ja cię wychowałem i masz robić co ci karze. Będą pieniądze.
Dziewczynę zaciekawiło szczególnie drugie zdanie. Od czasu, gdy doszła do jego "paczki" jej postawa gwałtonie się zmieniła. Nie liczyły się uczucia. Najważniejsze były pieniądze. W końcu udało się dziewczynie wyrwać rękę i podeszła do zasłoniętego okna zerkają lekko co dzieje się za grafitowym materiałem. Rozmasowała zaczerwienione części ciała- ile?-zapytała nieprzyjemnym głosem.
Mężczyzna zajął miejsce za biurkiem i zaproponował pewną sumę. -Pamiętaj, dostaniesz dopiero po robocie- zastrzegł.
-Może trochę więcej informacji?-zsugerowała
-Informacji ci starczy. Nie mam więcej, sama musisz je zdobyć. Tylko pamiętaj, bądź twarda i trudno dostępna- takie pociągają mężczyzn, szczególnie naszego Xabiego.
Nic nie odpowiedziała tylko nadal ślepo wlepiała wzrok w pracodawcę.
-A i, pamiętaj, żeby się do niego nie przywiązać. Nie chcę cię później stracić. On umrze-powiedział głośno i wyraźnie akcentując ostatnie zdanie, dopowiadając po cichu-już ja się o to postaram...
Carmel chwilę się zastanowiła, po czym wyszła z pomieszczenia wraz z teczką rzucając na pożegnanie krótkie- Umowa stoi.


 
~*~

 
 
Zauważył ją zapłakaną na przystanku. Była mroźna zima. Śnieg nie dawał o sobie zapomnieć. Dziewczyna bezskutecznie chuchała na lodowate ręce w celu ogrzania się. Dosiadł się, a po kwadransie rozmowy zaprosił na herbatę do pobliskiej kawiarni.
-A więc, nie masz nikogo bliskiego?- zapytał rozkoszując się smakiem cynamonowej herbaty.
-Moi rodzice zmarli rok temu- wyjawiła- załamałam się i rzuciłam szkołę.
Znali się dopiero pół godziny, a Carmel poczuła, że może mu wyjawić wszystkie swoje sekrety. Nie dopytywał, jedynie podawał przykłady ze swojego życia, aby poprawić jej humor. Też miał trudne dzieciństwo. To dziwne, że tak szybko zaufała obcej osobie, ale od dawna nie miała do kogo otworzyć ust. Nie chciała wracać do pustego mieszkania, gdzie czekały na nią zdjęcia, wspólne pamiątki. To było zbyt trudne.
Jednak on wiedział jakiego udawać. Był pewny, że przemieni ją w twardą kobietę, która pod skorupą złości, ukrywać będzie miłość do matki i ojca.
-Mam dla ciebie propozycję. Mówiłaś, że szukasz pracy...
-Tak, potrzebuję pieniędzy na życie.
-To świetnie się składa!
Zaproponował jej pracę w swoim klubie, który wbrew pozorom należał do kulturalnych sposobów spędzania wolnego czasu. Nie proponował jej posady tancerki na rurze, czy dziwki. W luksusowym budynku panował porządek, a Carmel miała jedynie podawać alkohol(najczęściej whisky) mężczyznom grającym w pokera. Niektóre pary mogły potańczyć nawet w rytm przeróżnych utworów. Można tam wynajmować sale na kulturalne bankiety lub szalone imprezy.
Dziewczyna po długim zastanowieniu- zgodziła się. Sprzedała mieszkanie, ponieważ dostała dom służbowy. Nie był duży, lecz przytulny i nowoczesny. Kochała takie wnętrza.



~*~
 
 
 
 
Weszła do mieszkania. Po ciężkim dniu w pracy wreszcie mogła wypocząć i przemyśleć kilka spraw. Rzuciła się na śnieżnobiałą kanapę, podłożyła pod głowę poduszki i przymknęła oczy. Uwielbiała ten stan, gdy przez lekko uchylone okno wpadało chłodnawe, nocne powietrze, a ona leżała na mięciutkiej sofie. Otworzyła na chwilkę oczy, podniosła się do pozycji siedzącej i zdjęła swoje czarne szpilki rzucając je gdzieś w kąt- od razu lepiej- pomyślała znowu opadając.
Myślała o dzisiejszej sytuacji. Wiedziała o tym, że jej pracodawca zatrudniał nielegalnie ludzi, którzy regularnie okradali i nastraszali. Tym razem zrozumiała, że po części ma pomóc w zabójstwie pewnego bardzo znanego piłkarza. Przecież nie może odmówić, ani zgłosić sprawy na policję. Jeżeli go zamkną, to jego ludzie na pewno dopadną dziewczynę pozbawiając życia.
Zastanawiała się jak on mógł ją tak zmienić. Jedyną rzeczą, która kusiła ją do tego były pieniądze. Przez kilka lat miała wpajane, że to one dają prawdziwe szczęście.
 
 
 
 
~*~
 
 
 
 A więc jest następny. Dziękuję, że czytacie i komentujecie. :)
Pozdrawiam :3