~*~
Ile jestem Ci winien?
Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń?
~*~
Ta sama sceneria. Zadymione pomieszczenie, czarny kapelusz na stoliku oraz On. Z cygarem w prawej ręce.
-Pięknie grałaś, jesteś w tym doskonała- pochwalił ją, wygodnie rozsiadając się na skórzanej sofie.
-Dziękuję- rzekła nie ukazując emocji. Nic nie dała po sobie poznać, nie drgnął ani jeden nerw na jej twarzy. Przeszła dwa kroki w przód i usiadła na fotelu. Założyła nogę na nogę.
-Mamy go w garści, zrobi dla Ciebie wszystko- stwierdził posyłając jej znaczące spojrzenie.
Nic nie odpowiedziała. Patrzyła się pustym wzrokiem w kierunku regału z książkami. Rozmyślała. Błądziła swoimi myślami w zupełnie innym miejscu. Zauważył to i dyskretnie odchrząknął.
-Dlaczego ty mu to robisz?- zapytała brunetka ni stąd ni zowąd, nie odrywając wzroku od regału.
Zapadła cisza. Było słychać jedynie ich oddechy i bijące w zupełnie innym rytmie serca. Pierwszy poruszył się On. Jego prawa ręka wraz z cygarem powędrowała ku górze. Zaciągnął się, powoli wydychając kłęby dymu. Na jego twarzy nie było zdenerwowania, nie czuł się zakłopotany usłyszanym przed chwilą pytaniem. Uśmiechnął się szeroko, co przywołało spojrzenie Carmeli. Zdziwiona jego reakcją dodała po chwili- Dlaczego go tak nienawidzisz?
Teraz patrzyła w jego oczy. Tajemnicze oczy, które nic nie zdradzały, nawet swego koloru. Ostatnim razem były niebieskie. Teraz są szare jak dym unoszący się w powietrzu, a jego białka oczne lekko zaczerwienione. Gdy zobaczyła go po raz pierwszy jego tęczówki były ciemne. Ciemne jak noc za oknem.
-Carmel kochanie...-zaczął, a uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy. Patrzył na nią jak na małą dziewczynkę, która miałaby się zaraz rozpłakać. Wyraźnie jej wytłumaczył- Dobrze wiesz, że nic Ci nie powiem.
To był moment.
Zrobiła się czerwona.
Nie ze wstydu. Ze złości.
Moment. Jednak chwila, która zaważyła o wszystkim.
Sekunda. Jedna sekunda.
-Koniec!- wrzasnęła na cały głos. Najgłośniej jak potrafiła. Wstała i zbliżyła się do swojego pracodawcy "ojca" patrząc mu głęboko w oczy. Miała już wszystkiego dosyć, tego, że poluje na jakiegoś piłkarza oraz tego, że On może nią bezkarnie pomiatać. Każdy się Go boi, ale ona nie.
Ona jest jego perełką.
A raczej była.
-Nie będę już pisać tej idiotycznej biografii!- wysyczała mu prosto w twarz.
-Nie chcę już zgrywać przed nim kogoś, kim nie jestem!- dodała równie głośno.
-Rozumiesz?- zapytała nie spuszczając z niego swojego wzroku.
Wtedy on roześmiał się. Prosto w jej młodziutką, delikatną twarzyczkę.
Zdenerwowana jeszcze bardziej wyszła głośno trzaskając mahoniowymi drzwiami.
Przeklinała Jego, jego pieniądze, jego dziwki oraz jego prochy.
Przeklinała dzień w który go spotkała.
-Myślałaś, że tak łatwo dam Ci spokój suko? Zrobisz o co Cię prosiłem i jeszcze ładnie podziękujesz- powiedział szeptem sam do siebie zakładając przy tym płaszcz i czarny kapelusz.
~*~
Wracała powoli do domu jedną z ciemnych, wąskich uliczek. Nie miała daleko. Spojrzała w górę, gdzie rozprzestrzeniało się granatowe niebo pokryte setkami gwiazd. Jeden duży księżyc oświetlał chodnik po którym powoli szła. Każdy krok do przodu stawiała nie pewnie, jakby chciała, aby ta chwila pozostała na zawsze. Przez chwilę jej problemy zniknęły, przestała o nich po prostu myśleć. Na chwilkę przystanęła i usiadła na krawężniku. Rozejrzała się wkoło czy aby na pewno nikt jej nie widział i zdjęła swoje wysokie szpilki. Odłożyła je na bok i wyciągnęła nogi przed siebie.
Teraz zrobiła coś nieświadomego.
Zanuciła piosenkę z dzieciństwa, którą zawsze śpiewała jej mama. Słów dokładnie nie pamiętała, a melodia jakoś sama nasuwała się do gardła. Każdy kolejny dźwięk sprawiał, że w oczach dziewczyny zalśniły małe iskiereczki.
Tak mało potrzeba do szczęścia...
To ona.
Prawdziwa Carmela Moreno.
Zapadła cisza. Było słychać jedynie ich oddechy i bijące w zupełnie innym rytmie serca. Pierwszy poruszył się On. Jego prawa ręka wraz z cygarem powędrowała ku górze. Zaciągnął się, powoli wydychając kłęby dymu. Na jego twarzy nie było zdenerwowania, nie czuł się zakłopotany usłyszanym przed chwilą pytaniem. Uśmiechnął się szeroko, co przywołało spojrzenie Carmeli. Zdziwiona jego reakcją dodała po chwili- Dlaczego go tak nienawidzisz?
Teraz patrzyła w jego oczy. Tajemnicze oczy, które nic nie zdradzały, nawet swego koloru. Ostatnim razem były niebieskie. Teraz są szare jak dym unoszący się w powietrzu, a jego białka oczne lekko zaczerwienione. Gdy zobaczyła go po raz pierwszy jego tęczówki były ciemne. Ciemne jak noc za oknem.
-Carmel kochanie...-zaczął, a uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy. Patrzył na nią jak na małą dziewczynkę, która miałaby się zaraz rozpłakać. Wyraźnie jej wytłumaczył- Dobrze wiesz, że nic Ci nie powiem.
To był moment.
Zrobiła się czerwona.
Nie ze wstydu. Ze złości.
Moment. Jednak chwila, która zaważyła o wszystkim.
Sekunda. Jedna sekunda.
-Koniec!- wrzasnęła na cały głos. Najgłośniej jak potrafiła. Wstała i zbliżyła się do swojego pracodawcy "ojca" patrząc mu głęboko w oczy. Miała już wszystkiego dosyć, tego, że poluje na jakiegoś piłkarza oraz tego, że On może nią bezkarnie pomiatać. Każdy się Go boi, ale ona nie.
Ona jest jego perełką.
A raczej była.
-Nie będę już pisać tej idiotycznej biografii!- wysyczała mu prosto w twarz.
-Nie chcę już zgrywać przed nim kogoś, kim nie jestem!- dodała równie głośno.
-Rozumiesz?- zapytała nie spuszczając z niego swojego wzroku.
Wtedy on roześmiał się. Prosto w jej młodziutką, delikatną twarzyczkę.
Zdenerwowana jeszcze bardziej wyszła głośno trzaskając mahoniowymi drzwiami.
Przeklinała Jego, jego pieniądze, jego dziwki oraz jego prochy.
Przeklinała dzień w który go spotkała.
-Myślałaś, że tak łatwo dam Ci spokój suko? Zrobisz o co Cię prosiłem i jeszcze ładnie podziękujesz- powiedział szeptem sam do siebie zakładając przy tym płaszcz i czarny kapelusz.
~*~
Ta pokerowa twarz,
Nic nie da bo ja, już mówię pas.
~*~
Wracała powoli do domu jedną z ciemnych, wąskich uliczek. Nie miała daleko. Spojrzała w górę, gdzie rozprzestrzeniało się granatowe niebo pokryte setkami gwiazd. Jeden duży księżyc oświetlał chodnik po którym powoli szła. Każdy krok do przodu stawiała nie pewnie, jakby chciała, aby ta chwila pozostała na zawsze. Przez chwilę jej problemy zniknęły, przestała o nich po prostu myśleć. Na chwilkę przystanęła i usiadła na krawężniku. Rozejrzała się wkoło czy aby na pewno nikt jej nie widział i zdjęła swoje wysokie szpilki. Odłożyła je na bok i wyciągnęła nogi przed siebie.
Teraz zrobiła coś nieświadomego.
Zanuciła piosenkę z dzieciństwa, którą zawsze śpiewała jej mama. Słów dokładnie nie pamiętała, a melodia jakoś sama nasuwała się do gardła. Każdy kolejny dźwięk sprawiał, że w oczach dziewczyny zalśniły małe iskiereczki.
Tak mało potrzeba do szczęścia...
To ona.
Prawdziwa Carmela Moreno.
~*~
Nie martw się proszę,
Wszystko skończy się.
Prędzej i mocniej,
Odwaga zabija mnie.
~*~
A więc rozdział jest. Długa przerwa. Wiem.
Sorka za błędy.
Całusy i do następnego :*
Serdecznie zapraszam
OdpowiedzUsuńOn i Ona samoistne jednostki tak bardzo różniące się od siebie.
http://nawet-smierc-nas-nie-rozlaczy.blogspot.com/
Całuję Daja ;*