Bolało ją całe ciało, łącznie z oczami, do których dostawało się jaskrawe światło osoby w białym kitlu. Była cała przemoczona, a w powietrzu unosił się dziwny zapach spalenizny. Do uszu dziewczyny dochodziły odgłosy nadjeżdżającej policji oraz nieznajomych jej jak dotąd osób.
-Słyszy mnie pani? Proszę nie zasypiać, proszę ze mną rozmawiać.- powtarzał na okrągło mężczyzna, którego oczu nie była w stanie zobaczyć. Lekki zarys twarzy ludzi zebranych dookoła powoli zaczął zanikać pod jej ciężkimi powiekami. Głowa bolała ją niemiłosiernie. Nie miała siły nawet odpowiedzieć. Powoli traciła przytomnośc.
Obudziła się dopiero w dużym, białym pomieszczeniu. Była podłączona do dziwnej aparatury, która wykrywała najprawdopodobniej jej tętno. To był szpital.
-Obudziła się!- krzyknęła kobieta zerkająca przez lekko uchylone drzwi. Podbiegła do dziewczyny siadając na małym stołku. Patrzyła na poszkodowaną swoimi dużymi oczami wypełnionymi żalem. Jej kąciki ust podniosły się do góry ukazując wymuszony, nieszczery uśmiech. Po chwili do pokoju wszedł mężczyzna w średnim wieku w białym ubraniu ze stetoskopem na szyi. Podszedł do łóżka i odsunął drugi stołek na którym spoczął. Wzdechnął tak, jakby miał do przekazania bardzo ważną wiadomość.
Brunetka uprzedziła go pytaniem, które nasuwało się jej na język od razu po przebudzeniu.
-Gdzie są moi rodzice?- jęknęła zachrypniętym głosem. Pielęgniarka zagryzła wargę, a z jej oczu popłynęły łzy. Nigdy nie przywiązywała się do pacjentów, ale nie mogła znieść widoku cierpiącej, młodej dziewczyny. Wybiegła mówiąc ciche -Przepraszam. Lekarz zbliżył się do chorej i złapał ją za rękę. Cała ta sytuacja była dość niekomfortowa, ponieważ mężczyzna musiał jej przekazać bardzo smutną wiadomość.
-Pani rodzice...-zająknął się. Odwrócił głowę na bok lekko chrząkając. Po paru sekundach spojrzał na lekko zarumienioną twarz Carmeli, która domyślała się co ten chce jej przekazać. Jednak nadal leżała cicho, chcąc usłyszeć to z jego ust.
-...oni nie żyją- dokończył ze skruchą w głosie.
-Proszę wyjść- powiedziała, a z jej oczu polało się morze gorzkich łez. Łez, które nigdy nie zastąpią jej rodziców. Kogoś, kto był jej bardzo bliski. Komu mogła się zwierzyć ze wszystkich dotychczasowych problemów.
-Może mógłbym coś zrobić. Może zawiadomię rodzinę...- stwierdził lekarz, któremu nie pozwoliła dokończyć.
-Niech pan wyjdzie!- krzyknęła dość głośno jak na stan swojego gardła w kierunku lekarza, który odstawiając stołki na miejsce opuścił salę.
Leżała zapłakana i samotna. Nie miała nikogo kto mógłby jej teraz pomóc. Jest pełnoletnia, studiuje na dobrym uniwersytecie w centrum miasta, lecz czy będzie w stanie to kontynuować? Dom, pamiątki, wspólne zdjęcia - one zawsze będą przypominać te cudowne chwile. Ulotne chwile...
~*~
Usiadła na brzegu kasztanowej ławki. Zapaliła kryształowy znicz i postawiła na grobie rodziców, gdzie widniała tabliczka:
MANUELA ALISA Moreno ur. 12.05. 1957 - zm. 04.06.2001
ROBERTO GUSTAVO Moreno ur. 30.03. 1956 - zm. 04.06.2001
Pokój ich duszom.
Jedna, gorzka łza spłynęła jej po policzku. Patrzyła się w nagrobek i rozpoczęła swój monolog, mając nadzieję, że tam na górze ją usłyszą.
-Ze szpitala wypuścili mnie przed pogrzebem. Przyszło sporo osób, głownie sąsiedzi oraz wasi znajomi z pracy i dwnych lat. Składali mi kondolencje...- znowu łza, tym razem z drugiego oka. Odruchowo wytarła ją rękawem czarnej bluzki, po czym dalej kończyła-... obiecałam sobie, że będę silna. Zrobię to dla was, ale niestety nie mam głowy do skończenia szkoły. To jest zbyt trudne. W obecnej sytuacji, dla mnie niewykonalne. Wiem, że nie będziecie ze mnie dumni, ale nie umiem inaczej. Jak na razie odziedziczyłam po was dom, lecz w nim również nie czuję się dobrze. Tam wszystko przywołuje wspomnienia.Zdjęcia na półce przypominają najlepsze, wspólne chwile w moim życiu. Te nasze wakacje w Egipcie, wypad w weekend majowy nad morze, zimowe spacery po Zakopanem. Nie wiem czy dam sobie sama radę w życiu. Postaram się wytrwać. - skończyła i uśmiechnęła się pogodnie w kierunku grobu, po czym wstała i odeszła do domu znajdującego się na przedmieściach stolicy Hiszpanii. Była w pełni przekonana, że musi znaleźć sobie pracę. Nie ma z czego żyć. Do tej pory to rodzice pracowali i zarabiali na jej zachcianki. Wie, że będzie to trudne zadanie, ponieważ nie ma dobrego wykształcenia.
~*~
Na początek, krótki początek xd Mam nadzieję, że opowiadanie wam podpasuje i będziecie stałymi gośćmi na tym blogu. :)
W następnym rozdziale dużo się wyjaśni. Pozdrawiam wszystkich :3
Smutne, ale zapowiada się ciekawie no i w bohaterach jest Xabi! :) Uwielbiam go! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Zapowiada sie ciekawie...
OdpowiedzUsuńKrótki początek, ale bardzo zapadający w pamięć... Biedna dziewczyna... Trzeba zacząć nowe życie, a to nie będzie łatwe.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na nowe rozdziały:
http://spain-summer-love.blog.pl/
http://znam-cie-na-pamiec.blog.pl/
zapowiada się mega ciekawie serdecznie zapraszam do mnie na 8 na http://nienawidzackochamcie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBoskie nie ma co ;P
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie
http://two-love-one-life.blogspot.com/
Zaczęłaś bardzo smutno. Wypadek, strata rodziców, dla bohaterki musiał to być okropny cios. Zapowiada się mega ciekawie :) Pozdrawiam i życzę wenki :*
OdpowiedzUsuń